28 lutego 2013

5. It's a quarter to three.



Anastazja
To takie śmieszne. Pół nocy spędziłam z samym Zaynem i musze przyznać, że to bardzo miły chłopak. Gdy reszta poszła na górę, my siedzieliśmy w kuchni, posprzątaliśmy po późnej kolacji, a następnie siedzieliśmy przy stole i piliśmy herbatę ciągle gadając. Koło trzeciej w nocy stwierdziliśmy, że obejrzymy jakiś film. Było tak miło. Aż za miło. Siedzieliśmy pod jednym kocem, ja o niego oparta z kubkiem gorącej czekolady. Gdy tak siedzieliśmy, on prawie w ogóle się nie ruszał. Ciekawe czemu. Może dlatego, że gdy raz poszedł do toalety, ja później przez jakieś pół godziny nie opierałam się na nim tylko siedziałam lekko odsunięta. Jednak później znów poczułam się zbyt spokojnie i prawie, że na nim leżałam. Pamiętałam o Alanie, cały czas go miałam przed oczami jednak chciałam czuć zapach Zayna. Zapach, który był prawie identyczny jak Alana. Jezu. Co się ze mną wtedy działo? Jasna Cholera!
Często na mnie patrzył kątem oka. Czułam to. Widziałam. Jednak po co miałam reagować. Najzwyczajniej w świecie, po prostu siedziałam i udawałam, że nie zauważam jego wzroku.
- To co idziemy spać? – Powiedziałam, gdy tylko skończył się film i poczułam nagłe znużenie. Poszliśmy do jego pokoju.
- Ponieważ nie chcę, żebyś sobie o mnie źle pomyślała, to ja będę spał na podłodze przy łóżku na którym będziesz spała ty.
Gdy tylko chciałam się sprzeciwić i powiedzieć, że lepiej będzie odwrotnie ten położył mi palec na ustach i szepnął do ucha:
- Nie marudź. Ciesz się, że nie chcę NA RAZIE spać razem z tobą.
Gdy skończył uśmiechnął się zalotnie i poszedł po coś na dół. Ja w tym czasie rozglądałam się wokół i patrzył co też słodki chłopczyk ma w swoim pokoju. Zanim jeszcze Zayn wrócił zastanawiałam się dlaczego szepcząc mi do ucha tak podkreślił to „na razie”. Niby później ma taki zamiar? Ha! Śmieszne. Choć może nie do końca.
- Czemu siedzisz taka smutna? – Zapytał, gdy tylko wszedł do pokoju. Rzucił koce na ziemie i usiadł koło mnie na łóżku. Lekko speszona nie wiedziałam czym się wykręcić, więc odpowiedziałam, że martwię się tym co powie mi jutro Elle i czy nadal będzie na mnie zła. Nie do końca skłamałam, bo o tym myślałam wcześniej.
- Nie zadręczaj się tym. Nie warto. Na pewno wszystko będzie ok. Uwierz mi na słowo. – Przytulił mnie. Boże. Aż mnie zamurowało. Po prostu mnie objął i przytulił. Czułam jego ciepło, jego zapach. Ocknij się dziewczyno!
- A może chcesz jakąś pidżamę? – Zaproponował, gdy dokładnie mi się przyjrzał i najwyraźniej trochę się wystraszył moją miną po jego miłym i uroczym geście.
- Chętnie skorzystam. Wystarczą jakieś luźne bokserki i koszulka.
To o co poprosiłam dostałam bez problemu. Gdy już się przebrałam w łazience i wróciłam, położyłam na łóżku i zakopałam pod kołdrą bacznie obserwowałam słodkiego mulata jak szykuje sobie posłanie tuż obok łóżka.
- Dobranoc – powiedział i zgasił światło. Położył się na ziemi, a ja przysunęłam się do krawędzi i patrzyłam na niego. On na mnie też. Pomimo, że w pokoju było bardzo ciemno, a on miał brązowe oczy, widziałam je bardzo dobrze. W tej chwili bardzo chciałam mieć moc czytania w myślach. Tak bardzo chciałam wiedzieć o czym wtedy myślał.
Zasnęłam. Nawet nie wiem kiedy.

Chanelle
                Gdyby nie fakt, że otrzymałam od mojej przyjaciółki wiadomość – zapewne wyruszyłabym w samym środku nocy na poszukiwania jej. Nie chciałam przyznać się przed rodzicami, jak postąpiłam razem z Anastazją oraz jej gościem. Bo przecież Zayn nie przyszedł do mnie. Chciał jej pomóc. Zachowałam się niczym ostatnia kretynka. Mam to chyba we krwi. I chociaż powinnam się cieszyć, że Anastazja była cała i zdrowa, to jednak nie podobało mi się miejsce, w którym się znalazła. Rezydencja One Direction. Phi, też mi coś! Dom moich rodziców wcale nie był taki skromny, a jakoś w ten sposób go nie określałam.
                Zerwałam się z łóżka parę minut po godzinie ósmej. Wzięłam szybki prysznic. Jako, że znów zapowiadał się dość upalny dzień, zdecydowałam się założyć zwiewną sukienkę w kolorze zielonym. Podobno podkreślała kolor moich oczu. Do kreacji dobrałam czarne koturny oraz małą torebkę, w której ledwo zmieściła się moja komórka i portfel. Jak to dobrze, że w krótkiej wiadomości Anastazja zawarła również adres do chłopaków. Ot tak na wszelki wypadek, gdybym chciała jednak wpaść. Jeszcze w nocy nie spodziewałam się, że zechcę w ogóle przekroczyć próg ich domu. Teraz musiałam podjąć zdecydowane kroki. W prawdzie Anastazja wypierała się jakichkolwiek uczuć względem Zayna, ale jeśli o niego chodzi, to już zupełnie co innego. Zdecydowanie było coś na rzeczy. Przypadkiem przecież nie przypałętał się wczoraj razem z Harrym. Rzecz w tym, że Anastazja miała chłopaka i ktoś musiał go w tej kwestii uświadomić.
- Wychodzisz gdzieś? – Zapytała mama, unosząc sceptycznie jedną brew. Skinęłam potakująco głową. – A śniadanie?
- Zjem coś na mieście – machnęłam ręką. – Będę za kilka godzin, pa.
                Zanim moja matka zaczęła przesłuchanie, opuściłam dom. Zapewne chciałaby wiedzieć wszystko. Co, gdzie, z kim i jak. W dodatku dość wymijająco odpowiedziałam na pytanie, gdzie zapodziała się Anastazja. Wspomniałam o koleżance, która przyleciała do Londynu na wakacje i nim zdążyłam zagłębić się w szczegóły, zniknęłam w swoim pokoju. Doskonała taktyka na panią Sharman.
                Jako, że poranek był dość chłodny natychmiast pożałowałam, iż nie zabrałam ze sobą jakiegoś sweterka. Na całe szczęście z Google Maps wynikało, że nie mam daleko. Jakieś dwadzieścia minut piechotą albo jedną stację metrem, do której miałam blisko dziesięć minut drogi. A do tego jeszcze ten poranny tłok! W tych okolicznościach najlepszym wyborem był spacer.
                Do żadnej z wielu piekarni nie zajrzałam. Te, zazwyczaj kuszące zapachy, mnie odpychały. Poza tym chciałam jak najszybciej zabrać Anastazję z domu tych dzieciaków. I przyznać musiałam, że określenie go posiadłością wcale nie było mocno przesadzone. Rozpieszczone maluchy. Do tej pory myślałam, że to ja mogę mieć wszystko o czym tylko zamarzę. Pomyliłam się. Oni, zarabiając krocie, mogli jeszcze więcej od moich rodziców. Dom robił wrażenie. Byłam pozytywnie zaskoczona nim oraz faktem, iż pod płotem nie stały od samego rana napalone fanki czekające na swoich idoli. Z torebki wyciągnęłam telefon, chcąc się upewnić, że trafiłam pod właściwy adres. Ulica z numerem się zgadzały. Wzięłam głęboki oddech, nastawiłam się bojowo na spotkanie z tym co mnie czeka. Nacisnęłam dzwonek do drzwi.
                Zanim ktokolwiek otworzył, minęło całkiem sporo czasu. Już miałam zamiar odwrócić się na pięcie i odejść, gdy do moich uszu dotarł szczęk zamka. Poprawiłam sukienkę, a kilka niesfornych kosmyków założyłam za ucho.
- Czego… ooo! – Ten śmieszny Irlandczyk wyglądał na mocno zaskoczonego moją obecnością. – Chanelle, jakże miło cię widzieć.
- Chciałabym móc powiedzieć to samo – mruknęłam pod nosem, uśmiechając się przy tym ironicznie. – Ja po Anastazję przyszłam.
- Śpi jeszcze z Zaynem.
- Śpi, że… z kim?!
- No z Zaynem. Ten taki mulat. Malik – blondyn zaczął energicznie gestykulować. Przewróciłam oczami. – Ale ty chyba jednak wiesz o kogo chodzi.
- Bystry z ciebie chłopiec – powstrzymałam się od poklepania chłopaka po głowie. – A wpuścisz mnie, czy mam tak stać i marznąć?

Anastazja
Za każdym razem, gdy tylko się obudziłam w nocy, natychmiast przysuwałam się do brzegu i spoglądałam na Zayna. „Ja tylko sprawdzam, czy on nic nie kombinuje.” Powtarzałam sobie, gdy tylko włączała mi się w głowie lampka i pojawiało pytanie, co ja do cholery wyprawiam?
- Dzień dobry, śpiąca Królewno – powiedział Zayn, gdy tylko zauważył, że się obudziłam. Siedział na brzegu łóżka, przy niewielkim stoliku, który jeszcze wieczorem stał jakieś dwa metry ode mnie. –Przygotowałem śniadanie. Dla nas. – To ostatnie dodał z lekko drżącym głosem i wyraźnym strachem. Jego ciało tez nie mówiło niczego innego. Wykręcał sobie palce, a oczami uciekał gdzieś daleko. Dziwne. Przez pół nocy się przymilał i był bardzo odważny, a teraz co? Znowu wrócił do niego jego charakter dziecka?
- To bardzo miło. Jak ci się za to wszystko odwdzięczę? – Zapytałam trochę skołowana.
- Nie musisz. Wystarczy mi twoje towarzystwo i twój uśmiech. – Jeju… To było takie urocze. Takie przyjemne…
                Śniadanie było pierwsza klasa. Pyszne kanapeczki, pyszna herbata i ta róża. Ta piękna czerwona róża, która stała w wysokim wazonie na stoliczku obok całej zastawy.
- Uciąłem ja dzisiaj, gdy jeszcze spałaś. W ogrodzie mamy dużo róż. – Taki niewinny wydawał się jego głos. Tak jakbym słyszała w nim głos dziecka, które przed chwilą narozrabiało, a potem bało się do tego przyznać mamie.
- Zayn, dasz mi jakiś ręcznik? Poszłabym się chętnie wykapać.
- A może razem się wykąpiemy, żeby zaoszczędzić wodę? – Zapytał z szarmanckim uśmieszkiem na twarzy i podał mi ręcznik.
- Ty sobie za dużo nie pozwalaj – powiedziałam i wyciągnęłam rękę po ręcznik, jednak on wcale go nie puścił. Przyciągnął mnie do siebie tak blisko, że byliśmy dosłownie twarzą w twarz. Moje serce biło wtedy chyba dwieście razy na sekundę. Byłam przerażona, ale i podniecona tą chwilą. W myślach słyszałam tylko pytania o to, co za chwilę się stanie.
Zayn przez chwilę miał opuszczoną głowę. Jednak po chwili podnosząc ją, spoglądając przeciągle na moje usta wreszcie spojrzał mi w oczy. Widziałam w nich chęć zbliżenia się jeszcze bardziej, jednak wtedy odskoczyłam jak poparzona. Szarpnęłam ręcznik z jego rąk i poprosiłam, żeby mnie zaprowadził do łazienki. Chłopak zachowywał się jakby wcale nic się nie stało. I dobrze. Bo przecież nic się nie wydarzyło. Prawda?
Prysznic wzięłam wyjątkowo szybko. Nagle przypomniałam sobie, że ubrania zostawiłam w pokoju, a ze sobą mam tylko moja prowizoryczną pidżamę. Super. Owinęłam się więc ręcznikiem i podreptałam po cichutku do sypialni brunecika, gdzie miałam nadzieję go nie spotkać. Jednak było to prawie nagie spotkanie. Ja schowana pod ręcznikiem, który w każdej chwili mógł się ześliznąć, a on w samych bokserkach. Super. Brakowało jeszcze, żeby ktoś nas zobaczył. Na szczęście byliśmy sami. Podczas gdy on poszedł się wykapać, a ja zostałam w pokoju spokojnie się ubrałam.
Usiadłam sobie na łóżku i rozmyślałam o wszystkim i o niczym. Byłam jakaś zadziwiająco szczęśliwa. Szczęśliwa i spokojna. Plątałam się tak w myślach i nawet nie zauważyłam, kiedy przystojniaczek wyszedł z łazienki. Był taki słodki. Wyglądał bosko. Boże co się ze mną stało.
Usiadł obok mnie, złapał za kosmyk włosów, powąchał i spojrzał na mnie. Odgarnął mi za ucho niesforne włoski i powiedział:
- Masz piękny kolor. W ogóle masz piękne włosy i w dodatku pachną mną. – Mówił to nieśmiało, jednak w jego głosie było słychać coś w rodzaju „O tak. Chcę być z tobą bliżej.
Nagle usłyszałam znajomy śmiech dobiegający z dołu. Najwyraźniej Zayn też go poznał i już po chwili znaleźliśmy się na szczycie schodów, gdzie położyliśmy się na podłodze i podsłuchiwaliśmy. Oboje cały czas na siebie zerkaliśmy i uśmiechaliśmy się, jakbyśmy znali się doskonale dobrze i czytali sobie w myślach.

Chanelle
                Przez około piętnaście minut siedziałam razem z blondynem w salonie i milczeliśmy. Rozglądałam się po pomieszczeniu, próbując zająć czymś swoje myśli. W prawdzie zaraz po przekroczeniu progu tego domu chciałam ruszyć na poszukiwania mojej przyjaciółki, ale szybko zrezygnowałam z tego pomysłu. Pewnie ze trzy razy bym się zdążyła w tym domu zgubić, a Anastazji pewnie i tak bym nie odnalazła. Przerwałam niezręczne milczenie między nami pytaniem, czy Niall nie może mnie zaprowadzić do pokoju Zayna. On jednak zdecydowanie odmówił. Domyśliłam się, że po prostu nie chce podpaść swojemu koledze. Nie dziwię mu się. Mulat ma w sobie coś takiego, co nakazuje zachować odpowiedni dystans do jego osoby.
- Może masz ochotę coś zjeść? – Zaproponował blondyn, podnosząc się z kanapy. Przez krótką chwilę miałam wrażenie, iż mignęła mi przed oczami sylwetka Zayna. Zamrugałam kilka razy utwierdzając się w przekonaniu, że było to tylko złudzenie. Przecież by mnie nie unikał. Bez względu na to, jak został przeze mnie potraktowany ostatnim razem. Swoja drogą, to powinnam go chyba przeprosić. Chociaż jest to ostatnia z rzeczy na jaką miałabym ochotę. Słowo przepraszam zazwyczaj przechodzi mi przez gardło z wielkim trudem.
                Również wstałam ze swojego miejsca. Skinęłam obojętnie głową na znak, że nie jestem głodna, ale z chęcią mogę Irlandczykowi towarzyszyć. Uśmiechnął się serdecznie i ruszył do kuchni. Grzecznie podążyłam za nim, próbując zbytnio nie rozglądać się po przedpokoju, który musieliśmy pokonać. Dom bardzo mi imponował. Nie tylko swoimi rozmiarami, ale również nowoczesnym stylem, w którym został urządzony. Nie miałam wątpliwości, iż zasługa chłopaków to nie jest. Co najwyżej mogli sypnąć groszem projektantowi wnętrz.
- Mogą być naleśniki? – Zapytał Niall z głową schowaną w lodówce. – To moje popisowe danie. Nie spotkałem jeszcze osoby, której moje naleśniki by nie smakowały.
- W takim razie będę pierwsza – mruknęłam na tyle cicho, by chłopak mnie nie usłyszał. – Słuchaj, ja nie wpadłam tutaj na śniadanie. Czekam na swoją przyjaciółkę i jeśli nie pojawi się tutaj za piętnaście minut, to zacznę buszować po całym domu.
- Śmiało. Myślę, że Harry ucieszy się na twój widok.
                Wredna istota z tego Horana. Posłałam mu miażdżące spojrzenie, że zbytnio się nim nie przejął. Zapewne dlatego, iż w dalszym ciągu szukał w lodówce składników potrzebnych do przygotowania naleśników. Dopiero po kilku minutach na kuchennej szafce znalazły się jajka, mleko, mąka oraz jakiś sekretny składnik. Wyciągnął jeszcze plastikową miskę oraz mikser. Byłam przyzwyczajona do faceta w kuchni. Mój ojciec był doskonałym kucharzem. Jednak w tym przypadku miałam obawy o swoje bezpieczeństwo. Przez jakiś czas Niall wpatrywał się uparcie w mikser zastanawiając się zapewne w jaki sposób go włączyć. Przewróciłam oczami.
- Może ci pomóc? – Westchnęłam, litując się nad biednym blondynem. Posłał mi spojrzenie szczeniaczka. – Macie gdzieś wodę gazowaną?
- A co? Spragniona dziewczyna?
- Nie, kretynie. Jeśli dodasz do ciasta naleśnikowego trochę wody gazowanej, to wyjdą bardziej puszyste.
                Niall wyglądał na zaskoczonego moją znajomością tematu. A przecież nie powinien. Jestem Chanelle Sharman! Chcąc nie chcąc, musiałam się czegoś nauczyć od rodziców. Na ogół kucharka ze mnie była marna, ale teraz już gorzej być nie mogło.
                Do ciasta dodałam pół szklanki wody gazowanej, podłączyłam mikser i zaczęłam spokojnie przygotowywać masę. W tym czasie poprosiłam, by Niall przygotował patelnię teflonową. Widząc, że chce wlać na nią prawie całą zawartość butelki z olejem, wydałam z siebie bliżej nieokreślony dźwięk. Oczy chłopaka rozszerzyły się do rozmiaru spodeczków, a po chwili wybuchł śmiechem.
- Nie ładnie – pokręciłam głową. – Ja tutaj dla ciebie się staram, a ty się ze mnie śmiejesz?!
                Wycelowałam w chłopaka drewnianą łyżką, która umoczona była w cieście. Wykonałam nią kilka gwałtownych ruchów. Dwie krople spadły na mój nos i policzek, a kilka kolejnych wylądowało na włosach Irlandczyka. Natychmiast przestał się śmiać, a przez błękitne tęczówki przebiegł złowrogi blask.
- Ups – odruchowo cofnęłam się do tyłu z niewinnym uśmiechem. – Przepraszam, nie chciałam.
- Och, jasne. Wybacz Chanelle, ale ci nie wierzę – podszedł kilka kroków bliżej. Próbowałam jeszcze trochę się cofnąć, ale plecami natrafiłam na szafkę. Drogę ucieczki skutecznie odcięły mi ręce Nialla, którymi oparł się o blat po obu stronach. Patrzyłam teraz w błękitne tęczówki z odległości kilkunastu centymetrów. Przekrzywiłam nieznacznie głowę.
- Co masz zamiar teraz zrobić? – Zapytałam zadziornie. Chłopak przesunął spojrzeniem po mojej twarzy, zatrzymując się na dłuższą chwilę na ustach. Zadrżałam delikatnie widząc, jak powoli unosi jedną dłoń i kładzie ją na moim policzku. Kciukiem starł ciasto.
- Niall, wydawało mi się, że głodny jesteś – mruknęłam. Wykorzystując chwilę nieuwagi chłopaka wyślizgnęłam się z jego objęć, niemalże natychmiast napotykając pytające spojrzenie Stylesa. Och, no pięknie. Tylko jego mi tutaj brakowało.
- Teraz już wiem dlaczego Zayn z Anastazją tak się czają – powiedział beznamiętnym tonem, wlepiając we mnie spojrzenie. Poczułam się dziwnie. Coś jakby rozdarta między Niallem, a Harrym. A przecież na dobrą sprawę na żadnym z nich mi nawet nie zależało.
                Przeczesałam dłonią włosy, poprawiłam materiał sukienki i ponownie zerknęłam na blondyna.
- Lepiej już pójdę. Właściwie to nawet nie wiem już po co w ogóle tu przychodziłam – chwyciłam swoją torebkę. – Anastazja! Jak będziesz chciała wrócić, to niech ten Romeo ciebie podrzuci.
                Po tych słowach opuściłam rezydencję One Direction.

Anastazja
Elle prawie, że padła jak zobaczyła Harry’ego. Razem z Malikiem śmialiśmy się z tego, jednak po chwili nasz śmiech zamienił się w mocno zdziwione miny. Kasztanowo włosa była tak wściekła, że po jej trzaśnięciu drzwiami, aż mury się trzęsły.
Dobrze wiedziałam, że muszę iść za nią, jednak nie do końca chciałam. Widziałam w oczach Zayna coś podobnego do smutku zmieszanego z błaganiem.
- Przepraszam cię. Lecę do przyjaciółki. Musze z nią pogadać.
Wstaliśmy z podłogi i stanęliśmy naprzeciwko siebie. Chłopak zbliżył się do mnie o krok i znów staliśmy twarzą w twarz. Dobrze wiedziałam, że patrzy mi się na usta. Jednak ja odwróciłam się na pięcie, rzuciłam ciche „cześć” i zbiegłam po schodach. Spojrzałam na zawiedzioną minę Nailla i wściekłą twarz Stylesa. Z nimi też szczególnie się nie pożegnałam i wyleciałam za przyjaciółką.
Tak jak myślałam czekała na mnie zaraz za murami posiadłości One Direction. Oczywiście Elle już paliła. Widać, że była zdenerwowana. Jednak to nie było zdenerwowanie na kędzierzawego. Tak jakby się zirytowała czymś innym. Kimś innym.
- Mało ci to zajęło. Myślałam, że zdążę spalić, a ja go ledwo odpaliłam – powiedziała, a jej głos się jakoś dziwnie łamał.
- Idziemy się przejść? – Zaproponowałam i już myślałam, że odmówi. Jednak się myliłam. – Daj mi papierosa, muszę coś ci wyznać o Maliku.
- Spałaś z nim?! – Wydarła się, a jakaś dziewczyna przechodząca obok nas prawie, zmiażdżyła mnie wzrokiem.
- Boże! Nie! Wariatko ty jedna! Nic z tych rzeczy. Na szczęście.
- Na szczęście? Chyba właśnie chciałabyś, prawda?
- Zgłupiałaś? Mam Alana. Tylko, że Brunecik mi go cholernie przypomina. Nawet jego skóra pachnie tak samo…
- Masz papierosa. Uspokoisz się.
Poszłyśmy do parku, a ja wyznając wszystko przyjaciółce na nowo przeżywałam tamten wieczór, tamte przyjemne chwile. Byłam zła na samą siebie, jednak nie umiałam inaczej. To wszystko z jego strony było takie pociągające. Gadałyśmy w parku chyba z trzy godziny.  Między słowami Elle przeprosiła mnie za wczorajsze zachowanie i w sumie, zrobiło mi się trochę lepiej.
Dziewczyna stwierdziła również, że dziś wieczorem obie uwolnimy się od jakichkolwiek trosk i pójdziemy na jakąś imprezę. Czemu nie? Obie się odprężymy.
- Jest godzina dwudziesta trzecia, idziemy w końcu do jakiegoś klubu? – Powiedziałam do starszej Sharman lekko podpita czterema piwami.
- Jasne! Idziemy! – Odpowiedziała też już trochę niewyraźnie.
Poszłyśmy do klubu z nadzieją na wielką zabawę. Nie rozczarowałyśmy się ani trochę. Obie byłyśmy mega rozchwytywane i czułyśmy się świetnie. Piłyśmy drinka za drinkiem i tańczyłyśmy ile sił w nogach. Nie raz któraś z nas straciła równowagę, ale dzięki pomocy drugiej na poleciała pod nogi innych tańczących na parkiecie.
Niestety nadszedł i koniec imprezy więc zadowolone z siebie, chwiejnym krokiem wyszłyśmy z dyskoteki. Szłyśmy sobie spokojnie głośno rozmawiając. Przechodziłyśmy właśnie koło posiadłości piątki dzieciaków, kiedy Elle postanowiła tam wejść i powiedzieć co nieco Harry’emu. Oj nie był to dobry pomysł. Odciągałam ją stamtąd chyba z pół godziny i na moje szczęście z dużym powodzeniem. Podreptałyśmy spokojnie do domu już milcząc.
Leżałam już w łóżku układając sobie scenariusz gdybyśmy spotkały tam na imprezie chłopaków z One Direction, gdy Elle powiedziała:
- Ana. Ze mną jest niedobrze. Myślę o tych dzieciakach. O Harry’m i Niall’u.
Byłam zdziwiona, że się przyznała, gdyż zawsze starała się o takich rzeczach nie wspominać.